Pan Edward, z zawodu stolarz rzemieślnik, jest wszechstronnie uzdolnionym artystą. Rzeźbi, pisze wiersze, zajmuje się metaloplastyką i witrażem. Swoje pasje i zdolności przekazuje dzieciom i młodzieży w nowotomyskiej świetlicy socjoterapeutycznej. Zaobserwował, że młodzież po odrobieniu lekcji w świetlicy, ma sporo wolnego czasu i nudzi się. Zgłosił się do kierowniczki świetlicy i zaproponował zorganizowanie warsztatów techniczno-artystycznych dla chłopców. Szybko okazało się, że jego umiejętności i łatwość w nawiązywaniu kontaktów z podopiecznymi, pomysłowość i konsekwencja przyciągnęła dzieci i młodzież.
Teraz organizuje wspólne wernisaże swoich prac i dzieci, a dochód ze sprzedaży przeznacza na potrzeby świetlicy. Jest pomysłodawcą i realizatorem różnego rodzaju festynów, spotkań, wieczorków i rozgrywek piłkarskich. Dzieci ze świetlicy czynnie uczestniczą w wydarzeniach miasta.
Sam wydał i zilustrował tomik swoich wierszy, a dochód przekazał świetlicy. Za zgromadzone pieniądze z pięciu akcji wyposażył wiejskie przedszkole w niezbędne meble.
Uwaga pana Edwarda skupiona jest na niesieniu pomocy potrzebującym dzieciom. Umie on zdobywać życzliwość sponsorów i namawiać do otwarcia kieszeni. Pozyskuje odpady drewna, które wykorzystywane są przez wychowanków świetlicy. Ze sklepów dostaje papier i inne pomoce rysunkowe i szkolne. Świetlica ma mały budżet i taka działalność jest wysoce potrzebna.
Edward Kupiec jest skromną i refleksyjną osobą, o czym świadczą jego wiersze.
Na spotkaniu fundacji w maju 2004 r. powiedział, że rzeźbi anioły i w planie ma zrobić tyle postaci anielskich, ile jest tygodni w roku! I dotrzymał słowa! Wyrzeźbił! W grudniu w Nowotomyskim Ośrodku Kultury odbył się „Wieczór Anielski”, a wystawa jego prac połączona była z czytaniem poezji. Dochód ze sprzedaży aniołów przekazany został zaprzyjaźnionemu ze świetlicą domowi dziecka.
Gdyby nie działalność Jolanty Szade, nie byłoby świetlicy socjoterapeutycznej, z którą związał się Edward Kupiec. Nie byłoby azylu dla dzieci i młodzieży z rodzin biednych, niezaradnych, zagubionych i często skłóconych z życiem.
Pani Jola, drobna i z pozoru chłodna osoba, jest działaczką społeczną od zawsze, już wybór studiów w Poznaniu świadczył o jej zainteresowaniach. Jest absolwentką Wydziału Nauk Społecznych o kierunku socjologicznym. W rodzinnym Nowym Tomyślu długo nie miała pracy, ale cały czas zgłaszała chęć współpracy w różnych ośrodkach opiekuńczych czy pedagogicznych. Szansa pojawiła się nagle i jednego dnia pani Jola dostała propozycję pracy pedagoga szkolnego i konsultanta w Wydziale Opieki Społecznej. Zdecydowała się na obie funkcje, które pełni do dziś.
Są to zajęcia uzupełniające i zazębiające się. W szkole spotyka się z kłopotliwą młodzieżą i trudnymi w kontaktach rodzicami. Rodzice mają problemy ekonomiczne i emocjonalne. Bieda prowadzi do zobojętnienia lub agresji i patologii. W biedę wpadają ludzie słabi i źle przygotowani do życia. Pani Jola stara się pomóc dzieciom z tych środowisk. Cały czas kształci się – ukończyła studia podyplomowe z zakresu socjoterapii, Studium Pedagogiki Opiekuńczo-Wychowawczej, kursy dla animatorów gminnych i szereg innych szkoleń. Tak przygotowana zawodowo szybko zobaczyła, że jest pilna potrzeba utworzenia jakiegoś spokojnego miejsca dla dzieci z tych „trudnych” rodzin.
Długo walczyła o zaakceptowanie świetlicy socjoterapeutycznej, argumentując, że zajęte w zorganizowany sposób dzieci ochroni się przed demoralizacją, co zwiększy bezpieczeństwo w mieście. Potem stoczyła walkę o przyznanie wypatrzonego budynku. Przekonanie o słuszności działania, upór i wielka skrupulatność doprowadziły do finału.
Pani Jola już nie była sama, pomagali wszyscy przyszli pracownicy, przynosili z domów potrzebny sprzęt, kwiaty, obrazki – aby stworzyć miłą atmosferę. Pomogły nowotomyskie zakłady, ofiarowując np. meble kuchenne. Przy tak zmasowanej pomocy w czerwcu 1996 r. świetlica rozpoczęła działalność i cieszy się ogromnym powodzeniem i zainteresowaniem dzieci.
Wychowankowie odwiedzają panią Jolę, radzą się, chwalą sukcesami, zapraszają na śluby. Każdy nawet drobny sukces wychowanków cieszy kierowniczkę i nieliczny personel. Pomoc w nauce i szczere rozmowy przy podwieczorku uczą właściwych zachowań przy stole i w dyskusji. Pokazuje życie bez agresji i alkoholu.
Poważnym problemem, szczególnie widocznym w małych miastach i wsiach, jest alkoholizm. Ten aspekt społeczny też stał się obiektem zainteresowania Jolanty Szade; wynikał z doświadczeń pedagogicznych z dziećmi i ich rodzicami. Powstało więc w budynku świetlicy koło wsparcia dla rodzin i osób współuzależnionych, a potem klub AA. Pani Szade zgłosiła władzom miejskim problem alkoholizmu i uzależnień, wyrażając chęć pomocy. Zostało to wykorzystane, i z jej inicjatywy utworzono Komisję Antyalkoholową, której została przewodniczącą. Jest również pełnomocnikiem do spraw uzależnień przy burmistrzu. Pod jej kierunkiem organizacje te nie są papierowe i wszystko funkcjonuje rzetelnie – po poznańsku.
Dziedzina działań pani Joli jest bardzo trudna, efekty widać po latach a porażki natychmiast.
Pani Jola jest również psychologiem klinicznym, prawnikiem sądowym do spraw młodzieży, stale współpracuje z policją, gdzie uczestniczy w czasie przesłuchań nieletnich. Uczy dziecko z porażeniem mózgowym. Otworzyła we wsi Boruja Kościelna następną świetlicę i punkt pomocy rodzinom alkoholików z AA.
Wszystkie funkcje doradczo-prawne pełni społecznie, a kontakty z młodzieżą przekraczają etat w szkole czy w świetlicy.
Główne, choć niewielkie fundusze na świetlicę, wpływają z Urzędu Miasta, z puli przeznaczonej „na walkę z alkoholizmem”, o brakujące pieniądze zabiega u sponsorów Edward Kupiec.
Wiadomość o przyznanej przez jurorów nagrodzie Fundacji Polcul dotarła do niej przez dziennikarzy z „Głosu Wielkopolskiego” i z poznańskiego radia „Mercury”, media dowiedziały się wcześniej niż dotarło oficjalne zawiadomienie. Była tak zaskoczona, że początkowo nie chciała udzielić wywiadów.
Anna Laddy Widajewicz