O Marii Janik można napisać bardzo dużo. Wiele lat pracowała w szkole w Opatowie, a po przejściu na emeryturę zaczęła obserwować świat z innej perspektywy. Miała dzieci, wnuki i była im potrzebna. Ale zobaczyła tych, których nikt nie chciał, bo byli niezaradni, chorzy, biedni i bezdomni. Takich ludzi jest dużo i trudno pomóc wszystkim. We wsiach koło Opatowa jest wiele biedy i bezdomności. Kto troszczy się o wyrzuconego z domu niedołężnego lub zdziwaczałego dziadka?
Te obserwacje stały się inspiracją i stanowiły punk zwrotny w życiu pani Marii. Postanowiła stworzyć dom dla wiejskich bezdomnych.
Wyszukała murowany dwór w Pobroszynie koło Opatowa, który był zrujnowany i służył za melinę dla okolicznych pijaczków. Wymogła u władz miejskich prawo do dzierżawy, trafiła do holenderskiej fundacji, która przekazała pieniądze na remont stropów i dachu. Przekonała burmistrza o tym, że powinien pomóc. Pomógł, dając nieodpłatnie ekipę remontową, a z zasobniejszej kiesy starosty świętokrzyskiego otrzymała pieniądze na wyposażenie łazienek.
Skromne, ale niezbędne sprzęty pochodzą z darów osób indywidualnych.
Okoliczni mieszkańcy byli niechętnie nastawieni do pani Marii i jej planów. Obawiali się napływu niechcianego, zdemoralizowanego towarzystwa.
Dom jednak zaczął przyjmować pensjonariuszy, a kaplica zorganizowana w budynku stała się miejscem spotkań, powolnej akceptacji i wzajemnego poznawania. Mieszkańcy domu to gromadka indywidualności ludzkich, których pani Maria nie próbuje zmieniać. Nie ma tam kucharki, sprzątaczki i praczki. Sami mieszkańcy robią to, co potrafią. Jeżeli nie ma chętnych to sprząta i gotuje sama.
Znalazł tu dom pan Jan, który mieszkał w chlewiku, gdy syn wyrzucił go z domu, teraz szczęśliwy zajmuję się rąbaniem drewna. Zamieszkała pani, dla której po opuszczeniu szpitala psychiatrycznego zabrakło miejsca w rodzinnym domu. Tu zajęła się kuchnią. Takie biedy ludzkie mają tu schronienie, jedzenie, opiekę i zrozumienie.
Zaopatrzeniem w żywność zajmuje się sama pani Maria. Przywozi prowiant z Opatowa autobusem szkolnym. Dokłada swoją nauczycielską emeryturę, bo przecież mieszka razem ze swoimi podopiecznymi.
Potomkowie dawnych właścicieli majątku cieszą się, że pod opieką pani Marii dwór pełni ważną rolę społeczną. Ofiarowali zwłasnych pamiątek trzy obrazy do kaplicy.
Na uroczystym wręczaniu wyróżnień Polculu, pani Maria pięknie opowiadała o domu i o tym, jak nagroda umocniła ją w tym, że jej działalność jest potrzebna, a wysiłek został dostrzeżony.
Rozmawiałam niedawno z kierowniczką Wydziału Opieki Społecznej w Opatowie, która podkreślała, jak potrzebny jest dom pani Marii i jej społeczne zaangażowanie.
Jak mówi pani Maria, otrzymana w 2003 r. nagroda Polculu wpłynęła na to, że środowisko dostrzegło jej trud i sens prowadzenia domu. Zwiększyła się ilość pensjonariuszy, zatrudniona została na umowę-zlecenie młoda osoba do pomocy. Z Urzędu Marszałkowskiego wpłynęły pieniądze na wymianę okien, co decyduje o mniejszym zużyciu opału.
W rozmowie z ks. prał. Czesławem Walą z Kałkowa (laureatem Polculu 2004) wspomniałam o działalności pani Marii i jej trudnościach. Ks. Wala, wielki społecznik i wrażliwy człowiek, od tamtej pory stara się pomagać pani Marii, wspierając ją i potrzebujących, duchowo i materialnie.
Anna Laddy Widajewicz