„Osoby, które miały szansę edukacji i którym powiodło się w życiu mają obowiązek pomagać tym, którzy takiej szansy nie mieli”. To zdanie powiedział Paweł Orlof na listopadowym spotkaniu 2003 r. w czasie wręczania nagród Fundacji Polcul.
Pan Paweł dzięki zdolnościom, ambicji i szczęściu ma udaną rodzinę, dobrą pracę i możliwości awansu.
Jego wrażliwa żona, nauczycielka, zwróciła uwagę na problemy wychowanków i z wychowankami domów dziecka. W życiu gromadnym, podpo-rządkowanym wychowawcom, bez nawyków samodzielności, domy dziecka opuszczają osoby niezaradne i zagubione.
Zaradności nie mają się gdzie nauczyć, bo wszystko jest podane, wyprane i nakazane. Bywa, że zaskoczeniem jest… bochenek chleba. Niepokrojony!
Wielu wychowanków nie potrafi dostosować się do życia w świecie zewnętrznym, zasilają rzeszę bezrobotnych i bezdomnych.
Paweł Orlof, wspólnie z pedagogiem, prawnikiem i psychologiem, opracowali system pomocy dzieciom i młodzieży z domów dziecka. Stworzyli Fundację Robinson Crusoe, przez którą swój zamysł realizują.
Program rozpoczyna się wspólnym obozem, z chętną do współpracy mło-dzieżą z wybranych domów dziecka, gdzie trenerzy-psycholodzy z wolontariu-szami ze szkół warszawskich stwarzają warunki do wzajemnego poznania się. Jest to ważny punkt programu, poznawanie innych środowisk i osobiste rozmowy o problemach. Przy zabawie i dyskusjach młodzież zaczyna wy-powiadać swoje marzenia i to jest początek realizacji tych marzeń. W domu dziecka nie mówi się o swoich pragnieniach. Uczestnicy wspólnoty robinsonowskiej mogą realizować swoje marzenia, ale muszą być konsekwentni i na nie zapracować – jak w życiu.
Nauka obsługi komputera, pisanie CV, podań i listów motywacyjnych, itp., jest obowiązkowa.
Pracą charytatywną na rzecz innych i dobrymi wynikami w nauce mogą zarobić robinsonowską walutę, którą są tzw. „obole”. Zarobionymi obola-mi opłacają swoje pragnienia, np. kurs prawa jazdy. Uczy to pracowitości i odpowiedzialności.
Zaproszona zostałam na mikołajkowe spotkanie Robinsonów z całej Polski. Były występy, prezentacje, nagrody i wiele radości. Pan Paweł nosił skrzynki z napojami, rozmawiał wesoło ze swobodną młodzieżą. Mam w sercu nadzieję, że ta pewna siebie gromada będzie starała się zmagać z życiem z pozytywnym skutkiem. Dzięki takim spotkaniom, obozom i zimowiskom nawiązuje się więź z wolontariuszami i wychowankami różnych domów, co pomagać będzie w życiu.
Licealna młodzież, która pomaga wychowankom w domach dziecka, to z pewnością przyszli społecznicy, tolerancyjni, wrażliwi na biedę i nie-szczęścia ludzkie.
Dopóki będą istnieć państwowe domy dziecka, dopóty rozpoczęta poprzez Fundację Robinson Crusoe działalność, będzie bardzo potrzebna. Fundacja finansowana jest tylko przez sponsorujące firmy i osoby prywatne. Zdobywanie pieniędzy leży w zakresie działań pana Pawła, a to wymaga trudu i pomysłowości.
Anna Laddy Widajewicz